---
Zapraszamy na
NABOŻEŃSTWA
NIEDZIELNE I
ŚWIĄTECZNE

Kancelaria Parafii
ul. Minorytów 10
czynna codziennie.
tel. 32 4554504

Informacje Parafialne

Numer konta Parafii:

BS Jastrzębie Zdrój

70 8470 0001 2001 0020 6301 0001

Dziękujemy za każdą ofiarę
Bóg zapłać!

- W pierwszą niedzielę miesiąca Nabożeństwo spowiednio-komunijne o godzinie 10:15

- W pozostałe niedziele i Święta Nabożeństwa o godzinie 8:30

- Podczas nabożeństwa  odbywają sie zajęcia szkółki niedzielnej dla dzieci w sali parafialnej

- Spotkania Koła Pań w 1-wszą sobotę miesiąca

- Spotkania młodzieży w każdą sobotę o godzinie 17.00

- Lekcje religii odbywają się według ustalonego planu

Historia Parafii Drukuj Email

Kościół ewangelicko – augsburski w Gołkowicach

    Gołkowice są najbardziej na południe wysuniętą miejscowością powiatu wodzisławskiego. Leżą w strefie przygranicznej z Republiką Czeską, nad rzeczką Piotrówką, w gminie Godów. Na terenie tej niewielkiej wioski, liczącej około 3,5 tys. mieszkańców, znajdują się aż trzy kościoły: dwa katolickie (w tym jeden drewniany, pochodzący z 1878 r., oraz współcześnie wybudowana świątynia o ciekawej architekturze sakralnej) i ewangelicki, murowany, usytuowany na wzgórzu, obchodzący w bieżącym roku 100. rocznicę swojego istnienia. Kościół ten, będący już zatem w chwili obecnej zabytkiem, przez cały mijający od jego powstania wiek stanowił centrum życia religijnego dla zamieszkujących Gołkowice i okoliczne miejscowości wyznawców protestantyzmu.
*   *   *     
 Wśród ludności tej istnieje powszechne przekonanie, że początki luteranizmu na tym terenie sięgają XVI wieku, a więc rozpoczętej na początku owego stulecia przez Marcina Lutra reformacji Kościoła. Niewątpliwie Reformacja dotarła również i tutaj, ale w wyniku jednak jej szybkiego zapewne stłumienia nie zachowały się żadne ślady potwierdzające to przypuszczenie i niczego też bliższego z tego powodu nie można na ten temat powiedzieć. Znacznie pewniejsze dane, aczkolwiek nadal bardzo skromne, pochodzą dopiero z 2. połowy XVIII w. i wiążą się z okresem tzw. kolonizacji fryderycjańskiej, zapoczątkowanej przez króla pruskiego Fryderyka II Wielkiego. Odpowiadając, mianowicie, na królewski edykt, pierwszy starosta powiatu pszczyńskiego, a zarazem właściciel dóbr rycerskich w Gołkowicach i Godowie – Maksymilian Bernard Leopold von Skrbeński, postanowił w 1775 r. utworzyć na wykarczowanej powierzchni leśnej pierwotnie aż 55 punktów osiedleńczych, a założonej kolonii nadać nazwę pochodzącą od swego nazwiska: Skrbeńsko. Potwierdzenie nadania ziemi i domów kolonistom nosi datę 28 X 1775 r. Jednak w ciągu ośmiu późniejszych lat zdołano tylko 20 takich miejsc zasiedlić kolonistami wyznania ewangelickiego, wywodzącymi się ze Śląska Cieszyńskiego, wchodzącego wtedy w skład Monarchii Austriackiej.   W tym samym również czasie, bo w latach 1776 – 1778, właścicielka Mniejszego Państwa Stanowego Wodzisław (Status Minor Loslensis) – hrabina Sophie Caroline von Dyhrn założyła w okolicach Wodzisławia kilka kolonii, przeznaczonych dla niemieckich głównie i austriackich rzemieślników. W jednej z takich kolonii, oddalonej około 3 km na południe od miasta i nazwanej również od nazwiska właścicielki Dyhrngrund (nazwę tę później spolszczono na Marusze), hrabina postawiła w 1776 r. dla swoich współwyznawców – jako że sprowadzeni koloniści byli przeważnie, podobnie jak i ona sama, protestantami – drewniany kościół ewangelicki, probostwo i szkołę, w pobliżu zaś tych budynków wyznaczono miejsce do grzebania zmarłych. W ten sposób zapoczątkowała swoją działalność parafia ewangelicka w Wodzisławiu. Do wspomnianego kościoła w Dyhrngrund, albo do Golasowic, gdzie kościół zbudowano już w 1765 r., uczęszczali na nabożeństwa ewangelicy z okolic Gołkowic, gdyż mogli oni sami zdecydować, do jakiej parafii chcą należeć. W obydwu wszakże przypadkach zmuszeni byli dla zaspokojenia swych potrzeb religijnych pokonywać kilkanaście kilometrów drogi. Było to jednak i tak znacznie bliżej, niż do Kościoła Jezusowego w Cieszynie z 1709 r., do którego wcześniej uczęszczali.   Można w tym miejscu dodać, że korzystających z kościoła w Dyhrngrund ewangelików spotkała po kilkudziesięciu latach przykra niespodzianka. Na skutek mianowicie wadliwej budowy kościół ten już na początku XIX w. wymagał pilnie naprawy, ale nie śpieszono się z jego remontem i kiedy wkrótce zaczął grozić katastrofą budowlaną, został w marcu 1818 r. ostatecznie zamknięty, a następnie rozebrany. Wówczas oddano do dyspozycji ewangelików katolicki kościół drewniany pw. Świętego Krzyża, stojący na północno – zachodnim przedmieściu Wodzisławia i pamiętający czasy średniowiecza. Ale i ten kościół musieli oni już niebawem opuścić, gdyż w 1826 r. runęło w nim sklepienie i trzeba go było rozebrać. Wobec takiej sytuacji przymuszono ówczesnego właściciela dominium wodzisławskiego i patrona zarazem parafii ewangelickiej w Wodzisławiu, hrabiego Ernesta von Strachwitza, do wykupienia z rąk magistratu miasta od kilku już lat opuszczonego dawnego kościoła pofranciszkańskiego Świętej Trójcy, co też stało się na początku 1830 r. i kościół ten do tej pory służy wodzisławskim ewangelikom. Dla ewangelików zaś – nazwijmy umownie – gołkowickich, którzy czuli się związani z parafią wodzisławską, po zamknięciu kościoła w Dyhrngrund droga do centrum Wodzisławia wydłużyła się dodatkowo o kilka kilometrów.       Ogromny również problem stanowiła edukacja dzieci ewangelickich rodzin z Gołkowic i okolicznych miejscowości. Pierwotnie musiały one uczęszczać do szkoły katolickiej, gdyż nie było w najbliższej okolicy żadnej szkoły ewangelickiej. Dopiero w 1834 r. została wybudowana w obecnej dzielnicy Jastrzębia Zdroju – Ruptawcu szkoła ewangelicka dla około 100 dzieci. Od samego więc zarania istnienia ewangelickiej diaspory na terenie Gołkowic i przyległych wiosek myślano o wybudowaniu na miejscu własnej szkoły wyznaniowej. Zamysł ten udało się jednak zrealizować dopiero w 1876 r., kiedy to parcelę na ten cel  przekazał miejscowy rolnik wyznania ewangelickiego – Firla. Uroczyste otwarcie nowo postawionej w Gołkowicach jednoklasowej szkoły ewangelickiej, wraz z mieszkaniem dla nauczyciela, nastąpiło 1 maja tegoż roku. Jej pierwszym nauczycielem został Ernest Bosdorf, który, dodajmy, władał językiem niemieckim i polskim i oprócz nauki w szkole udzielał się także jako gminny tłumacz obydwu języków. Funkcję nauczyciela E. Bosdorf pełnił nieprzerwanie przez 21 lat, czyli aż do swojej śmierci w 1897 r.    Trzeba od razu podkreślić, że budynek gołkowickiej szkoły był nie tylko miejscem zdobywania przez uczniów wiedzy, ale i również domem modlitwy dla ewangelików, w którym odbywały się nabożeństwa i różne uroczystości religijne. Na taki charakter budynku szkolnego: wykorzystywanego także dla celów religijnych, zdaje się wskazywać wręcz – zdaniem niektórych wiernych – jego architektura, zwłaszcza zaś duże, zakończone półokrągło okna, mogące sugerować, iż projektanci “chcieli nadać budynkowi kościelny wygląd”. Z tyłu za budynkiem szkoły ustawiona była drewniana konstrukcja z zawieszonym na niej niewielkim dzwonem, którym wzywano na nabożeństwa i dzwoniono podczas pogrzebów. Wypada zauważyć, że po wybudowaniu szkoły Gołkowice stały się istotnym punktem życia kościelnego dla ewangelików z okolicznych miejscowości.    Znaczenie Gołkowic jeszcze bardziej wzrosło z chwilą urządzenia tam odrębnego cmentarza do chowania zmarłych swoich współbraci w wierze. Dotąd bowiem grzebano ich na cmentarzu przy drewnianym kościele katolickim św. Anny (z niektórych przekazów ustnych wynika, jakoby na tym cmentarzu ewangelicy wybudowali sobie na własne potrzeby kaplicę cmentarną czy nawet mały kościółek, ale po pewnym czasie zabrano im ten budynek), zaś katolików z Gołkowic chowano na cmentarzu parafialnym w Godowie. Podobna sytuacja istniała też w Ruptawie, gdzie ewangelicy chowali swoich zmarłych na tamtejszym cmentarzu katolickim, lub na tzw. “Bożej Górze” w Moszczenicy, na której istniał najstarszy cmentarz w okolicy (pierwszy pochówek na nim odbył się 24 XI 1862 r.). Nie dziwi więc, że kolejnym przedsięwzięciem, jakie gołkowiccy ewangelicy starali się zorganizować, było urządzenie własnego cmentarza. Z różnych jednak względów, z których podstawowym był brak odpowiedniej działki ziemi, stało się to realne dopiero pod koniec 1896 r., kiedy na cmentarz postanowiono przeznaczyć pole przylegające do parceli szkolnej,  ofiarowane przez wspomnianego już wcześniej rolnika Firlę. Poświęcenie cmentarza nastąpiło 14 stycznia 1897 r., przy okazji pogrzebu zmarłego parę dni wcześniej wieloletniego nauczyciela szkoły, Ernsta Bosdorfa.
*   *   *  
Faktycznym centrum duchowym każdej parafii, bez względu na wyznanie, jest niewątpliwie jej świątynia. Z faktu tego zdawali sobie oczywiście sprawę również ewangelicy z okolic Gołkowic, należący w dalszym ciągu do parafii w Wodzisławiu. Mimo sporych dokonań, jakimi mogli się poszczycić, a którymi była własna szkoła, pełniąca także rolę domu modlitwy, oraz cmentarz, dotkliwie odczuwali oni brak własnego kościoła, chociażby ze względu na odległość, jaka dzieliła ich od kościoła w Wodzisławiu, skąd od 1856 r. dojeżdżał do Gołkowic tamtejszy proboszcz, ks. Carl Siegismund Hennig. Stąd więc sukcesywnie dążyli do budowy własnej świątyni.    Konieczność utworzenia nowych ewangelickich zborów w południowej części ówczesnego powiatu rybnickiego, a tym samym wybudowania kościoła w którejś z tamtejszych miejscowości, widział także w 1889 r. starosta tego powiatu, którym był wówczas posiadacz ziemski, Carl Gemander (urodzony 16 II 1836 r. w Pławniowicach). Jako wszelako niemiecki urzędnik państwowy wyznania protestanckiego dostrzegał ów problem nieco inaczej – w kontekście mianowicie obaw o wchłonięcie mniejszości ewangelickiej przez dominujący kościół katolicki. Najpierw więc przewidywano budowę ewangelickiego kościoła i budynku parafialnego wspólnego dla Ruptawy, Gołkowic i Skrbeńska w Jastrzębiu Zdroju, nieopodal znajdującego się na “Bożej Górze” cmentarza. Ostatecznie jednak zdecydowano się na budowę dwóch kościołów: w Gołkowicach i w Ruptawie (ściślej w Ruptawcu), gdyż w tych akurat miejscowościach znajdowały się już od pewnego czasu ewangelickie szkoły, do których uczęszczało w sumie około 100 dzieci (w Gołkowicach, jak pamiętamy, szkoła taka została otwarta w 1876 r., a w Ruptawie istniały nawet dwie takie szkoły: jedną wybudowano już w 1834 r. w dzielnicy Ruptawiec, a drugą w 1882 r. w samej Ruptawie). Nie było to jednak, w wypadku obydwu miejscowości, przedsięwzięcie proste, choćby tylko z powodu braku odpowiedniej działki. W Gołkowicach sprawa budowy kościoła ruszyła już w 1896 r., kiedy udało się zakupić parcelę od właściciela gołkowickich dóbr rycerskich, Christiana Augusta von Järinga, mieszkającego w Dreźnie. Jej wielkość wynosiła 89 arów 69 m², kosztowała około 200 marek niemieckich, a leżała w bardzo dogodnym miejscu, bo blisko centrum wsi. Przerejestrowanie działki w księgach wieczystych sądu wodzisławskiego odbyło się 6 XII tegoż roku.   Budowniczym kościoła, i zapewne też jego projektantem, był radca budowlany rejencji w Opolu – Roppen. Planowane koszta budowy kościoła miały wynosić 23 700 marek niemieckich. Budowniczy Roppen jednak, przeglądając sporządzony preliminarz wydatków budowy, zmniejszył je o 800 mk, sprowadzając do 22 900 mk. Od momentu zatwierdzenia przez wydział d/s kościelnych i szkolnych Królewskiego Urzędu w Opolu (Königlische Regierung. Abteilung für Kirchen- und Schulwesen) projektu świątyni rozpoczęła się akcja zbierania pieniędzy na jej budowę. Zbiórką ofiar zajmował się m.in. pastor Gottschalk z Wodzisławia, który po zgonie ks. C. S. Henniga (zmarł 15 II 1885 r.) objął funkcję proboszcza parafii wodzisławskiej, oraz na krótki czas przed swoją śmiercią, kierownik szkoły ewangelickiej E. Bosdorf. Zanim jednak rozpoczęto faktycznie budowę kościoła w Gołkowicach, minęło ponad kolejnych dziesięć lat, podczas których gromadzono właśnie środki i materiały budowlane.    Według stanu na dzień 1 I 1909 r. zebrano 15 400 marek. Do tego, jak czytamy w piśmie ks. Gottschalka z 29 III 1909 r. skierowanym do starosty powiatu rybnickiego, należy dodać 2 000 mk przekazanych przez Ewangelicką Wyższą Radę Kościelną oraz 1 000 mk pochodzących z ubiegłorocznego synodu prowincjalnego kościoła ewangelicko – augsburskiego. W sumie zatem kwota zgromadzonych środków wynosiła na początku 1909 r. 18 400 mk. Brakujące 4 500 mk można byłoby pobrać – informuje dalej ks. Gottschalk w swoim piśmie – w formie pożyczki z Kasy Oszczędnościowej w Rybniku, oprocentowanej odsetkami w wysokości 4 %, które mogą być zmniejszone o 1¾ %. Poza tym zwrócono się do zarządów gmin wszystkich miejscowości (niespełna trzydziestu) należących do wodzisławskiej parafii ewangelickiej. Jednocześnie też ks. Gottschalk skarży się w wymienionym piśmie na patrona ewangelickiej społeczności i właściciela zarazem większości tych miejscowości – radcy tajnego Fritza von Friedländera–Fulda z Berlina, który do tej pory nie wspomógł kosztów budowy nowego Domu Modlitwy w Gołkowicach i informuje, iż uchwalono w końcu, by brakującą kwotę scedować na parafię wodzisławską w formie opodatkowania parafian na przyszłe lata, ponieważ obecnie nie można liczyć na otrzymanie skądkolwiek większej dotacji. Niebawem jednak wspomniany wydział d/s kościelnych i szkolnych zadeklarował pomoc finansową na rozpoczęcie budowy kościoła, przesyłając odpowiedni wniosek do wypełnienia i zwrotu.    
      Wobec takiej sytuacji pierwsze prace ziemne wykonano już 15 lipca 1909 r. i od razu też przystąpiono do wznoszenia murów świątyni. Roboty te przebiegały do tego stopnia sprawnie, że już 25 X tegoż roku ks. Gottschalk, reprezentujący ewangelicką radę kościelną, z dumą poinformował pisemnie starostę powiatu rybnickiego, Hansa Lentza, o postawieniu budynku kościoła w stanie surowym i nakryciu go dachem w ciągu dwóch tygodni. Zgromadzone jednak materiały budowlane szybko się wyczerpały, a nowych nie było za co kupić, bo i funduszy zabrakło. Z tego też względu prace wykończeniowe trwały już znacznie wolniej i przeciągały się przez prawie cały rok. Jesienią następnego roku budynek kościoła był już w zasadzie ukończony. Pracowano jedynie na wieży, ale do zrealizowania pozostało w nim wiele jeszcze zadań. Tym niemniej zdecydowano się na oddanie kościoła do użytku wiernym, by w nadchodzącą zimę mogli już z niego korzystać.    Uroczyste poświęcenie wybudowanego w Gołkowicach kościoła ewangelickiego nastąpiło we wtorek 1 listopada 1910 r. i miało bardzo podniosłą oprawę. Odbyło się bowiem z udziałem 12 księży i wielu zaproszonych gości, którzy w pochodzie – zapewne spod szkoły ewangelickiej – przeszli pod kościół, gdzie nastąpiło przekazanie klucza do świątyni. Potem aktu jej poświęcenia dokonał przybyły w tym celu z Wrocławia Generalny Superintendent, dr D. Nottebohm, który zwrócił się do zebranych z okolicznościową mową. Były też kazania wygłoszone w języku polskim i niemieckim, śpiewano specjalnie przygotowane pieśni na poświęcenie ewangelickiego Domu Modlitwy, a zakończenie uroczystości zaplanowano w szkole ewangelickiej o godzinie 10. Po oficjalnej uroczystości poświęcenia kościoła odbył się o godzinie 13 bankiet na sali miejscowej restauracji Otto Fischera. Chętni do wzięcia w nim udziału powinni byli to zgłosić najpóźniej do 23 X w urzędzie parafialnym w Wodzisławiu.
*   *   *    
Kościół ewangelicki w Gołkowicach założony został na rzucie prostokąta. Zbudowano go z cegły i od razu otynkowano. Jego korpus składał się z nawy i prezbiterium od strony wschodniej (był bowiem kościołem orientowanym), zamkniętym odcinkiem koła, czyli absydą. Na osi korpusu wzniesiono czworokątną wieżę trójkondygnacyjną, wtopioną w niego nieco i poszerzoną asymetrycznie w przyziemiu do szerokości korpusu. Elewacje nawy wsparto dwiema z każdej strony skarpami uskokowymi, sięgającymi niemal okapu dachu, i pojedynczymi skarpami narożnymi na całej wysokości ściany. Po bokach prezbiterium dostawiono przybudówki tworzące ryzality, z których prawą przeznaczono na zakrystię a lewą, większą od poprzedniej, na salkę wykorzystywaną w zależności od potrzeb. Wymiary zewnętrznych ścian kościoła w zaokrągleniu wynosiły: długość (bez “wybrzuszenia” absydy) – 17,00 m, szerokość: w przyziemiu wieży – 10,70 m, w części prezbiterialnej z uwzględnieniem obydwu przybudówek – 13,50 m.    Korpus kościoła nakryto wysokim dachem siodłowym o dwóch połaciach, nachodzących także na ryzality, a od strony północnej również i nad rozszerzonym przyziemiem wieży. Absydę natomiast nakryto fragmentem dachu stożkowego. Zakończenie wieży ścięto pod kątem ostrym i nakryto daszkiem dwuspadowym, który zwieńczono żelaznym krzyżem. Wszystkie wymienione dachy, łącznie z daszkiem jednopołaciowym nad rozszerzonym z południowej strony przyziemiem wieży, obniżonym w stosunku do połaci dachu, pokryto dachówką karpiówką. Takim też rodzajem dachówki pokryto uskoki skarp i parapety zewnętrzne okien.   W ścianach nawy, podzielonych skarpami na trzy płaszczyzny, wstawiono okna zamknięte łukami półkolistymi i rozglifione na zewnątrz. Podobne kształtem okna umieszczono w ścianach trzeciej kondygnacji wieży, z tą różnicą, że zamiast oszklonych skrzydeł wypełniono je drewnianymi szczeblinami, gdyż było to miejsce przeznaczone dla dzwonów. W dwóch wcześniejszych kondygnacjach wieży zastosowano jedynie podwójne otwory szczelinowe, ale tylko w ścianie południowej i północnej. Monotonię natomiast prostych połaci dachu, widzianych od strony wsi, czyli południowej, rozbito trzema tzw. oknami powiekowymi, osadzonymi w narożnikach umownie przyjętego trójkąta równoramiennego skierowanego wierzchołkiem w dół. Takie również okno zainstalowano w połaci stożkowej dachu nad zakończeniem prezbiterium. W ścianie absydy i w ścianie wieży po przeciwnej stronie kościoła umieszczono z kolei okna okrągłe, rozglifione także na zewnątrz. Wszystkie okna w ścianach nawy oraz okno okrągłe w ścianie wieży podzielono szprosami i oszklono grubym szkłem tzw. katedralnym. W oknie okrągłym w “wybrzuszonej” ścianie absydy wstawiono natomiast kolorowy witraż z wizerunkiem ociekającej krwią głowy Chrystusa w cierniowej koronie oraz napisem niemieckim w otoku: “O głowo krwią zbroczona”.   
          Wejście główne do kościoła znajdowało się w prawostronnym rozszerzeniu wieży i poprzedzone było gankiem otwartym z dwóch stron arkadami, wspartymi w narożniku na filarze. W wyniku rozszerzenia przyziemia wieży z lewej, północnej strony kościoła, uzyskano niewielkie pomieszczenie z odrębnym wejściem od zewnątrz, które przeznaczono na marownię, czyli przechowywanie sprzętu używanego podczas ceremonii pogrzebowej. Odrębne wejścia od zewnątrz istniały także w przybudówkach po bokach prezbiterium, czyli do salki i zakrystii, przy czym ta ostatnia była skomunikowana wewnątrz kościoła z prezbiterium.   Wnętrzu kościoła ewangelickiego nadano salowy charakter – z jedną nawą nakrytą jednolitym stropem, obniżonym po bokach i przechodzącym w skośnie założone płaszczyzny. Nieco węższe od nawy prezbiterium sklepiono natomiast kolebkowo. Naroże łuku tęczowego, oddzielającego prezbiterium od nawy, zostało ukośnie ścięte i przybrało kształt wąskiego pasa. W zachodniej części wnętrza kościoła zlokalizowano na całej jego szerokości drewnianą emporę organową, czyli chór muzyczny, wspartą na  dwóch kolumnach z dekoracyjnym splotem na trzonie i taką też głowicą. Otwarte wejście na emporę istniało wewnątrz kościoła pod wieżą, na wprost wejścia głównego, i prowadziło drewnianymi schodami zabiegowo – krętymi. Na chórze już w momencie prawdopodobnie poświęcenia kościoła zainstalowane były organy, skoro w programie tej uroczystości, zawierającym m.in. słowa śpiewanych podczas jej trwania pieśni, zaznaczono wyraźnie przy niektórych, iż powinny być wykonane bez tego instrumentu (“ohne Orgel”). Trudno wprawdzie jednoznacznie powiedzieć czy były to już te same organy, jakie obecnie znajdują się w kościele, mianowicie: piszczałkowe, czterogłosowe, zbudowane przez słynną pod koniec XIX i na początku XX wieku w całej ówczesnej Europie firmę Schlag & Söhne ze Świdnicy, ale raczej tak, i co więcej – zostały chyba specjalnie skonstruowane dla tego kościoła lub celowo dla niego przebudowane po ewentualnym odkupieniu z jakieś innej parafii, gdyż gabaryty instrumentu dostosowane były do wnęki w ścianie wieży, w której pierwotnie go umieszczono.   W prezbiterium ustawiono na podeście ołtarz, składający się jedynie z wolno stojącej skrzyni i zawieszonego nad nią krzyża. Przy prawej ścianie prezbiterium, obok wejścia do zakrystii, znajdował się kosz ambony, a przy lewej kamienny kielich chrzcielnicy z cynową wewnątrz misą. Obok niej, w płytkiej niszy ściennej, stał piec węglowy do ogrzewania wnętrza kościoła, połączony z przewodem kominowym, którego wylot tkwił w kalenicy dachu. Całą prawie powierzchnię nawy wypełniały 22 drewniane ławki z półokragło zakończonymi bokami, stojące w dwóch rzędach. Wystrój wewnętrzny kościoła dopełniała polichromia ścienna z przewagą ornamentyki roślinnej, naniesionej głównie na pionowe ściany nawy i prezbiterium przy użyciu szablonów. Na skosach stropu jednak wymalowano nad każdym z sześciu okien kolorowe postaci aniołów, ujętych w duże koła i grających na różnych instrumentach muzycznych. W sumie zatem był to wystrój raczej skromny i odpowiadający prostej, wręcz surowej zasadzie dotyczącej wystroju protestanckich kościołów.    Na bardziej zresztą bogatsze wyposażenie nie było można sobie pozwolić ze względów finansowych. Z powodu braku właśnie pieniędzy, przez wiele jeszcze następnych lat trwało wyposażanie kościoła w niezbędny sprzęt, potrzebne akcesoria i ozdabianie. Na zewnątrz jednak sprawiał wrażenie ukończonego i prezentował się doskonale swoją harmonijną bryłą, nawiązującą chociażby kształtem otworów okiennych i wejściowych, arkadowym gankiem pod wieżą czy powiekowymi wystawkami na dachu do architektury barokowej. Pewną dysharmonię w tak zamierzonym stylu stanowiło jedynie zakończenie wieży, które było zresztą tymczasowe. Swoistego za to uroku dodało kościołowi ogrodzenie jego terenu płotem drewnianym sztachetowym.   W następnym roku po poświęceniu kościoła ufundowano dla niego dzwon odlany w firmie Franz Schilling Söhne z Apolda w Turyndze (Niemcy), który zawieszono w trzeciej kondygnacji wieży. Miał on 85 cm średnicy, ważył 312 kg i był nastrojony w tonacji “h”. Na krawędzi górnej dzwonu znajdował się ozdobny ornament  w postaci liści winogronowych, a na płaszczu umieszczony był napis w języku niemieckim: “Ehre sei Gott in der Höhe” (Chwała Bogu na wysokości).  
 *   *     
Po zaistnieniu w Gołkowicach kościoła ewangelickiego, odtąd już w nim tylko, a nie – jak dotychczas – w szkole ewangelickiej, odprawiano wszelkie nabożeństwa religijne dla miejscowych i okolicznych wyznawców luteranizmu. Opiekę duszpasterską nad nimi po śmierci w 1885 r. ks. Carla Siegismunda Henniga sprawował ks. Gottschalk – proboszcz wodzisławskiej parafii ewangelickiej, do której też nadal należeli. On też udzielił pierwszego w gołkowickim kościele chrztu niemowlęciu, urodzonemu akurat w dniu poświęcenia świątyni – Józefowi Kubeczkowi, a  w lutym 1911 r. pierwszego w nim ślubu parze nowożeńców: Franciszkowi Jergasowi i Zofii Scheithauer. Stary przesąd ludowy głosił podobno, że para biorąca jako pierwsza ślub w nowo wybudowanym kościele nie będzie miała dzieci, a im tymczasem szczęśliwie urodziło się ich ...sześcioro.    Stan przynależności ewangelików z Gołkowic i okolicznych miejscowości do parafii w Wodzisławiu trwał jeszcze przez dziewięć lat, to jest do roku 1919, kiedy to z dniem 1 października zostali wyłączeni z parafii wodzisławskiej i przyłączeni do parafii w Ruptawie. W tym czasie duszpasterzem w Ruptawie był ks. Fryderyk Rostalski (1918 – 1923), a po nim funkcję tę pełnił do lutego 1928 r. ks. Friedrich Westphal. Kolejnym duszpasterzem parafii ruptawskiej został w maju 1928 r. ks. Kornelius Wilhelm Guttenberger, który na polski już od 1922 r. Górny Śląsk – włączony do II Rzeczpospolitej w wyniku powstań śląskich i plebiscytu – przybył na mocy podpisanej w maju tegoż roku konwencji genewskiej, regulującej na 15 lat kwestie polsko – niemieckie, a w tym także zezwalającej na sprowadzanie pastorów z zagranicy. Nie jest zatem prawdą, jak utrzymuje się w niektórych przekazach, że ks. K. W. Guttenberger dojeżdżał z Ruptawy do Gołkowic już od momentu zmiany przynależności parafialnej tamtejszych ewangelików, to jest od 1919 r.   W sierpniu 1919 r. wybuchło pierwsze powstanie śląskie, które stanowiło wyraz desperackiej woli polskiej ludności Górnego Śląska przyłączenia tego terenu do odrodzonego państwa polskiego. Trwało krótko, bo zaledwie kilka dni, i w efekcie zakończyło się klęską, ale jego przebieg w niektórych miejscowościach był wręcz dramatyczny. Tak było m.in. w przygranicznych Gołkowicach, gdzie ów zryw zbrojny się właśnie zaczął nocą z 16/17 VIII zaatakowaniem przez powstańców rozlokowanego w tamtejszym dworze niemieckiego posterunku Grenzschutzu. Zacięte walki trwały też wówczas w sąsiednim Godowie o opanowanie dominującego nad całą okolicą wzgórza zwanego “Golgota”. Straty w ludziach po obu stronach w tych potyczkach były znaczne. W wyniku działań zbrojnych częściowo uszkodzony został także kościół ewangelicki w Gołkowicach.   Równo rok później wybuchło drugie powstanie śląskie, a w maju następnego znów roku trzecie, najbardziej krwawe, w którym śmierć poniosło aż 13 powstańców pochodzących z samych tylko Gołkowic i Skrbeńska. Wśród nich w bitwie pod Olzą 23 V 1921 r. zginęli dwaj skrbeńscy powstańcy wyznania ewangelickiego: Karol Borek i Karol Pszczółka, a trzeci – Gustaw Chodura, na skutek odniesionych w tej bitwie ran zmarł 15 I 1922 r. Wszyscy trzej zostali pochowani na cmentarzu obok kościoła, a pamięć o nich, jako o tych, którzy oddali życie, by również ich rodzinna ziemia mogła zostać przyłączona w 1922 r. do Polski, była w następnych latach wśród współwyznawców bardzo żywa. Jej wyrazem stało się m.in. postawienie na wspólnym grobie K. Borka i K. Pszczółki kamiennego pomnika z wyrytymi na płytach ich nazwiskami i datami życia oraz napisu pod wieńczącym ów pomnik krzyżem: “Polegli nad Olzą za Ojczyznę”. Mogiłę G. Chodury z kolei przyozdobiono w sierpniu 1933 r. wykutym “z szarogłazu beskidzkiego w Brennej” krzyżem, na którym widniał pozłacany napis: “Tu spoczywa powstaniec śląski, Gustaw Chodura, urodzony 24.8.1901, umarły 15.1.1922. Po zaszczytnym dla Polski boju, spoczywaj w pokoju”. Nie zapominali również “żyjący bracia powstańcy i młodzież szkolna”, jak pisano w tym czasie w wychodzącym w Katowicach “Ewangeliku Górnośląskim” – o swoich zmarłych powstańcach–ewangelikach w obchodzoną corocznie rocznicę wybuchu III powstania śląskiego.
*   *   *        
Z naprawą uszkodzeń kościoła ewangelickiego, powstałych podczas I powstania śląskiego, próbowano pewnie czekać aż sytuacja polityczna na Górnym Śląsku ulegnie uspokojeniu. Ta zaś wróciła do normy dopiero wówczas, gdy w wyniku trzech zrywów zbrojnych polskiej ludności i plebiscytu część terytorium Górnego Śląska, w tym ziemia wodzisławska z leżącymi na niej Gołkowicami, znalazła się w 1922 r. w granicach państwa polskiego. Najprawdopodobniej jednak nie zabierano się za usunięcie owych uszkodzeń z braku po prostu środków finansowych. Dla gromadki ewangelików z Gołkowic, Skrbeńska, Godowa i okolicy budowa kościoła była ogromnym wyzwaniem, któremu dzielnie sprostali, ale dzieło budowy nie zostało doprowadzone do faktycznego końca. A trzeba pamiętać, że obok kościoła na ich barkach spoczywało także utrzymanie miejscowej szkoły ewangelickiej, która domagała się już remontu zarówno zewnątrz budynku, jak i wewnątrz.    W jakiś czas po zaistnieniu państwowości polskiej udało się budynek szkoły gruntownie odnowić dzięki subwencjom uzyskanym z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. W znacznie lepszych już odtąd warunkach mogły uczyć się w nim nie tylko dzieci ewangelickie, ale i korzystać z niego mogła młodzież pozaszkolna, dla której organizowano w szkole wieczorami różnego rodzaju zajęcia. Wielką zasługę w tym miał ówczesny kierownik szkoły – Jan Mrozik, który dbał nie tylko o wygląd zewnętrzny budynku, ale przede wszystkim o jej rozwój i wysoki poziom nauczania oraz właściwe zagospodarowanie wolnego czasu młodych ludzi. W tym celu w 1925 r. powstał przy szkole “Związek Maria – Marta”, który przekształcił się w związek śpiewaczy. Zrzeszona w nim młodzież uczyła się śpiewu pieśni pod kierunkiem J. Mrozika, który jednocześnie był kantorem, i odgrywania sztuk teatralnych. W zależności zatem od indywidualnych zainteresowań i predyspozycji panny i młodzieńcy z rodzin ewangelickich mogli brać udział w odbywających się w szkole próbach teatralnych i ćwiczeniach śpiewu, ale i także wysłuchać przy różnych okazjach okolicznościowych prelekcji naukowych czy religijnych. Każdego roku swoim chóralnym śpiewem i wyuczonymi pieśniami młodzież upiększała nabożeństwa religijne w kościele. Przygotowanymi zaś przedstawieniami teatralnymi dzieliła się poprzez publiczne wystąpienia z lokalną społecznością, a uzyskany z nich dochód przeznaczała na potrzeby wyposażenia kościoła.   Wkrótce też bowiem po odnowieniu szkoły ewangelickiej, również kościół doczekał się w 1929 r. naprawienia przede wszystkim wcześniejszych uszkodzeń dachu i murów oraz odpowiedniego zwieńczenia  wieży. W miejsce dotychczasowego daszku dwuspadowego nakryto ją wpierw fragmentem dachu namiotowego, osadzonego na wydatnym gzymsie profilowanym, i zwieńczono baniastym, ośmiobocznym hełmem z ażurową latarnią, ośmioboczną również kopułą cebulastą z małą kulką i wysmukłym krzyżem metalowym na szczycie. Pozostawiono natomiast otwory okienne ze szczeblinami w ostatniej kondygnacji wieży, z tym że jedynie otwór w ścianie fasadowej pozostawiono nienaruszony, a otworom w pozostałych ścianach zmniejszono ich wysokość.    Kondygnację tę można nazwać piętrem dzwonowym, gdyż zawisł w niej już od początku niemal istnienia kościoła jeden dzwon, a w 1929 r. znalazły się tam jeszcze dwa, dokupione nowe dzwony, o średnicy 93 i 65 cm, wadze 403 i 185 kg oraz tonacji “gis 1” i “cis 2”. Ich wykonanie zamówiono w znanym naówczas warsztacie ludwisarskim zwanym “Odlewarnią dzwonów” Karla Szwabe w Białej Krakowskiej. Obydwa dzwony miały krawędź górną i dolną ozdobioną ornamentem, a na ich płaszczach umieszczone były wypukłymi literami – gotyckimi minuskułami – stosowne inskrypcje w języku niemieckim, nazwa miejscowości – Golkowitz oraz data 1929. Na większym dzwonie widniał napis biblijny: “Der Herrn ist mein Hirte, mir wird nichts mangeln” [“Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego”], będący początkiem Psalmu 23. Na mniejszym zaś dzwonie można było przeczytać: “Befield der Herrn Seine Wege und hoffe auf Ihn. Er wird es gut machen” [“Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu. On wszystko dobrze uczyni”], co stanowiło fragment Psalmu 37:5. Obydwa też dzwony miały ten sam rodzaj korony w postaci cylindra. Aby dzwony te zakupić, trzeba było zaciągnąć pożyczkę u ewangelików w parafii golasowickiej. Raty spłacano z wydzierżawionego pola o powierzchni 2,5 ha, znajdującego się w pobliżu kościoła, przez dziesięć lat, czyli aż do 1939 r. Później zrobiono składkę między parafianami i ostatecznie dług uregulowano.   Ponad oknami piętra dzwonowego a tuż pod gzymsem umieszczono z czterech stron wieży okrągłe tarcze zegarowe, bowiem zainstalowano również w 1929 r. na wieży kościoła zegar, wybijający na dzwonach ćwiartki, połówki i pełne godziny. Jego mechanizm zakupiono w najbardziej wtedy renomowanej w Polsce Pierwszej Krajowej Fabryce Zegarów Wieżowych w Krośnie, założonej w 1901 r. przez Michała Mięsowicza i prowadzonej przez niego aż do swojej śmierci w 1938 r. Zegar ten był już 188 egzemplarzem zegarów wieżowych wykonanych przez krośnieńską fabrykę. Jako ciekawostkę można w tym miejscu dodać, iż jednym z największych osiągnięć M. Mięsowicza był skonstruowany w 1927 r. dla kościoła kolegiackiego w Szamotułach zegar z mechanizmem wygrywającym na dzwonach pieśń maryjną. Usytuowanie kościoła ewangelickiego na niewielkim wzgórzu i centralnie niemal dla całych Gołkowic sprawiło, że zegar na jego wieży widoczny był z każdego prawie zakątku miejscowości i stanowił główny regulator czasu dla jego mieszkańców.     We wnętrzu natomiast kościoła postanowiono w 1930 r. umieścić nad ołtarzem duży – wysoki na 145 cm i szeroki 90 cm – obraz olejny o treści biblijnej, a wiszący dotąd w tym miejscu krucyfiks przenieść na lewą stronę ukośnie ściętego naroża łuku tęczowego. Obraz ten namalował w 1930 r. wspomniany już wcześniej kierownik szkoły ewangelickiej, Jan Mrozik, który poza pedagogiem był również utalentowanym artystą malarzem i grafikiem. Przedstawiał on Pana Jezusa siedzącego przy stole z dwoma uczniami, do których dołączył, gdy ci szli do Emaus i był ilustracją sceny opisanej w Ewangelii według św. Łukasza (24, 29-31). Kiedy, mianowicie, w trzecim dniu po ukrzyżowaniu Jezusa dwaj Jego uczniowie wybrali się do wsi zwanej Emaus, On sam zbliżył się w drodze do nich i rozmawiał, ale oni Go nie rozpoznali, a pod wieczór przymusili, aby  został z nimi. Został więc i dopiero, “gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go”. Obraz ten zdobił ołtarz w kościele ewangelickim przez ponad dwadzieścia lat, czyli długo jeszcze po śmierci jego autora, który tuż po wybuchu II wojny światowej został przez Niemców aresztowany i wywieziony następnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zginął.
*   *   *  
Ponowne prace budowlane w kościele ewangelickim w Gołkowicach – o poważnym, dodajmy od razu, znaczeniu – przeprowadzono w 1936 r. Postanowiono bowiem wówczas przebudować przyziemie wieży oraz inaczej usytuować główne wejście do świątyni. Przebudowa przyziemia wieży polegała na zrównaniu jej prawobocznego rozszerzenia z połacią dachu, czyli nadano wieży z tej strony taki sam kształt, jaki miała od wybudowania kościoła po przeciwnej stronie. Pamiętamy, iż pierwotnie kryło się w owym rozszerzeniu główne wejście do kościoła, poprzedzone otwartym i arkadowo sklepionym gankiem, który teraz zabudowano, zaś wejście zlokalizowano w ścianie wieży na osi nawy. Tym samym otrzymała wieża w przyziemiu symetryczny kształt, a ściana z wejściem głównym charakter fasady kościoła. Poprzez zabudowanie otworów arkadowych pierwotnego ganku uzyskano z tej strony wieży niewielki korytarzyk z odrębnym wejściem z zewnątrz w bocznej ścianie kościoła i oświetlony naturalnym światłem, wpadającym przez pozostawienie dwóch szczelin w ścianie fasadowej. Zarówno wejście główne do świątyni, dwuskrzydłowe, jak i boczne do kruchty, jednoskrzydłowe, zamknięto odcinkiem koła. Nad wejściem bocznym osadzono małe okno zamknięte łukiem kolistym i rozglifione na zewnątrz, przez które wpadało  światło dzienne na chór muzyczny.  Tak się złożyło, że w tym samym 1936 r. przestała istnieć w Gołkowicach szkoła ewangelicka. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego upaństwowiło ją bowiem wówczas i udostępniło dla innych również, niż tylko dzieci ewangelickich rodzin, uczniów. Niebawem jednak przestała ona funkcjonować z racji istnienia w miejscowości drugiej, równie starej jak ewangelicka, szkoły.     W wyniku wspomnianej wyżej przebudowy świątynia ewangelicka w Gołkowicach nabrała innego wyglądu, stała się bardziej majestatyczna i budziła niekłamaną dumę wśród zborowników. Niestety, bardzo krótko mogli oni cieszyć się takim widokiem swojej odmienionej gruntownie świątyni, gdyż wkrótce wybuchła II wojna światowa, podczas której budynek kościoła mocno ucierpiał. Po raz pierwszy wojna dała o sobie znać w okrutny sposób w 1942 r., kiedy parafia otrzymała nakaz zdjęcia z wieży dwóch dużych dzwonów (nabytego w 1911 r. i większego z zakupionych w 1929 r.), które, podobnie jak większość dzwonów ze śląskich kościołów, miały być skonfiskowane przez okupanta i przeznaczone na potrzeby militarne. W najbliższą niedzielę po otrzymaniu nakazu, każdy dzwon z osobna pożegnał się z parafią, dzwoniąc na zakończenie nabożeństwa przez dwie minuty, co było niezwykle wzruszającym przeżyciem dla zgromadzonych licznie w kościele wiernych. W następnych dniach, konkretnie 31 marca, obydwa dzwony zdemontowano i ściągnięto z wieży, po czym zostały wywiezione na przetopienie, podobno do Wrocławia, ale podobno też nie doszło jednak do tego, lecz ich dalszy los jest nieznany. Być może ocalały szczęśliwie z pożogi wojennej i trafiły później do jakiś kościołów, służąc do tej pory lokalnym społecznościom.   W ślad za skonfiskowanymi dzwonami spadły niebawem na kościół kolejne nieszczęścia w postaci już tym razem bardzo dotkliwych strat. Wiosną mianowicie 1945 r. przez miejscowości przygraniczne przetoczyła się nawałnica wojenna, w wyniku której budynek kościoła został poważnie uszkodzony. Sporym zniszczeniom uległ zwłaszcza jego dach i sklepienie, ale powstały również wyrwy w murach i ubytki w wystroju wnętrza, a wszystkie bez mała okna pozbawione zostały szyb, w tym okrągłe okno w ścianie absydy z pięknym niegdyś witrażem. Kiedy tylko front przeszedł i nastał spokój, przystąpiono do naprawiania szkód i odnowienia całej świątyni. W pierwszym rzędzie próbowano załatać dziury w dachu, zwłaszcza od strony cmentarza, by wody deszczowe nie zalewały wnętrza kościoła, gdzie również z tej strony zerwane było drewniane sklepienie. Z powodu braku odpowiednich dachówek zakrywano dziury czym tylko się dało, mając świadomość, że w niedalekiej przyszłości trzeba będzie wymienić na nowe pokrycie całej połaci dachowej, co się też po pewnym czasie stało. Wypełniono także ubytki w ścianach elewacyjnych kościoła i wieży, spowodowane pociskami artyleryjskimi, wstawiono szyby w oknach, a następnie cały budynek otynkowano. Naprawy wymagało również obicie blachowe hełmu wieży.   Po zakończeniu II wojny światowej Gołkowice wraz z okolicznymi miejscowościami: Skrbeńskiem, Godowem, Łaziskami i Moszczenicą, odłączono z obszaru parafii w Ruptawie i utworzono odrębną parafię w Gołkowicach. Opiekę duszpasterską w nowo utworzonej parafii gołkowickiej w trudnym okresie powojennym pełniło kilku księży. Z Orłowej na Zaolziu (Czechy) dojeżdżali do Gołkowic i nabożeństwa odprawiali ks. Alfred Firla i ks. Władysław Santarius, a z Rybnika słowo Boże głosić przybywał ks. Edward Romański. Sporadycznie przyjeżdżali do Gołkowic również i inni księża. Sytuacja nabrała stabilności, kiedy administrację parafii przejął w 1952 r. ks. Jan Bolesław Fussek z Ruptawy. Pełnił on jednocześnie funkcję proboszcza parafii ewangelickiej w Wodzisławiu Śl., gdzie zainicjował odbudowę kościoła ewangelickiego po zniszczeniach wojennych.     Wraz z robotami renowacyjnymi na zewnątrz kościoła gołkowickiego starano się też uporządkować jego wnętrze i doprowadzić je do pierwotnego stanu, w tym głównie sklepienie. Kiedy uporano się z wszystkimi uszkodzeniami wewnątrz kościoła, zdecydowano się zbudować zupełnie nowy ołtarz, osadzając go na trzystopniowym podeście, i wymienić w nim również obraz przyścienny, gdyż dotychczasowy, namalowany przed wieloma laty przez Jana Mrozika, był wyraźnie już naznaczony piętnem czasu. Nowy obraz olejny podjął się namalować w 1953 r. mieszkaniec Skrbeńska, Roman Dzierżęga, utalentowany malarz amator, którego autorstwa niejedna praca malarska już wcześniej, jak i później, zdobiła kościół ewangelicki w Gołkowicach. I tym razem tematem obrazu była bardzo ważna dla chrześcijan scena biblijna, przedstawiająca Wniebowstąpienie Pańskie według opisu z Ewangelii św. Marka: “Po rozmowie z nimi [jedenastoma uczniami] Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” (Mk 16, 19), czy też bardziej adekwatne do treści obrazu będą słowa z zakończenia Ewangelii św. Łukasza: “A kiedy ich błogosławił [Jezus swoich uczniów], rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24, 51). Obecnie już jednak przydano obrazowi odpowiednią oprawę artystyczną w postaci ujęcia jego dłuższych boków pojedynczymi kolumnami, wspartymi na skrzyni ołtarzowej i zakończonych głowicami o esowatym kształcie. Na tle tych kolumn ustawiono dwie niewielkie figury: św. Jana Chrzciciela i św. Piotra. Tym samym kompozycja obrazu z kolumnami i figurami nabrała charakteru wyrazistej nastawy ołtarzowej. Skrzynię ołtarza zaś oflankowano parą kolumn z każdego boku, połączonych płaskim kapitelem, na którym z kolei wspierało się zwieńczenie w kształcie profilowanego łuku z krzyżem na szczycie. Za pomocą tak pomyślanego zwieńczenia starano się przysłonić okno okrągłe w ścianie absydy, w które po wojnie wstawiono już tylko zwykłe białe szkło. Zasłonę podstawy ołtarza zdobił prosty krzyż harmonizujący z krzyżem stojącym na ołtarzu, pochodzącym notabene z kościoła Św. Krzyża w Dreźnie z 1894 r. Przed ołtarzem z kolei ustawiono dwie metalowe kraty z ażurową dekoracją esownicową, pełniące rolę balasek, mających duże znaczenie dla kształtowania przy ołtarzu poczucia sacrum.   Dopełnieniem renowacji wnętrza kościoła było pomalowanie jego ścian i podniebienia sklepienia jednobarwnymi w większości kolorami, ale i również polichromią oraz freskami figuralnymi i znakami symbolicznymi. Polichromią ozdobiono przede wszystkim ściany prezbiterium, pokrywając je na całej wysokości powtarzającymi się motywami kwiatowymi, w które wkomponowany został z lewej i z prawej strony ołtarza duży znak krzyża. Ścianę oddzielającą chór muzyczny od wieży ozdobiono malowidłem dwóch aniołów w locie, umieszczonych po bokach półokrągło zamkniętej wnęki z wbudowanymi w nią organami; malowidło to nawiązywało poniekąd do dawniej istniejących nad oknami kościoła wyobrażeń aniołów. Z kolei nad łukiem oddzielającym nawę od prezbiterium namalowano trzy symbole religijne: gołębicę, baranka z chorągiewką oraz kielich na otwartej księdze z krzyżem i koroną w tle. Na łuku tęczowym natomiast wypisano słowa Jezusa Chrystusa, odnotowane w Ewangelii św. Łukasza: “Błogosławieni są, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11, 28).   W tak odrestaurowanym i pomalowanym kościele obchodzono w 1955 r. 30. lecie istnienia chóru muzycznego, którym dyrygował wówczas organista Alfred Turoń. Dla uświetnienia tego wydarzenia zorganizowano w Gołkowicach nawet zjazd chórów z pobliskich parafii ewangelickich, które brały też udział w uroczystym z tej okazji nabożeństwie w kościele, a wieczorem odbyła się zabawa taneczna w sali u Paszka. Dochód z imprezy przeznaczono na potrzeby świątyni.   Warto w tym miejscu nadmienić, że w latach powojennych w opuszczonym budynku dawnej szkoły ewangelickiej w Gołkowicach zadomowiło się przedszkole. Po wybudowaniu jednak w miejscowości nowej szkoły, tzw. 1000-latki, przedszkole przeniesiono do budynku starej szkoły, a gmach szkoły ewangelickiej rozebrano i zbudowano na jego miejscu okazały Dom Gromadzki ze stałym kinem “Olza”, biblioteką i świetlicą.    W latach 60. XX w. nałożono na parafię ewangelicką bardzo wysoki podatek rolny z tytułu posiadanego gruntu. Uradzono więc, że należące do parafii pole w pobliżu cmentarza i kościoła, ciągnące się aż do boiska sportowego, zostanie rozparcelowane na działki i sprzedane. Za uzyskane w ten sposób pieniądze postanowiono wybudować obok świątyni dom parafialny. Wszelkie formalności z tym związane załatwiał ks. J. B. Fussek i on tez rozpoczął budowę domu. Nie było mu jednak dane jej zakończyć, gdyż zmarł 17 XI 1974 r. w wodzisławskim szpitalu. Po jego śmierci administrację parafii przejął od 1 II 1975 r. ks. Marcin Lukas, dojeżdżający do Gołkowic z Wodzisławia już od 1971 r., który budowę domu parafialnego sfinalizował. Poświęcenia nowego obiektu dokonał w dniu 3 X 1976 r. bp Janusz Narzyński. Skoro mowa o domu parafialnym, to dodajmy jeszcze od razu, że w 1998 r. zmieniono jego pierwotny, betonowy i płaski dach na dwuspadowy, kryty dachówką ceramiczną. Jednocześnie też zwiększyła się powierzchnia użytkowa budynku na skutek uzyskanego poddasza.   Kiedy trwała budowa domu parafialnego, mniejszą uwagę siłą rzeczy poświęcano kwestiom remontowym kościoła, którego stan zachowania zresztą był zadowalający i nie wymagał żadnych robót remontowych. Starano się w nim jedynie od czasu do czasu coś usprawnić czy zmodernizować. W ramach takich właśnie prac, umieszczony wcześniej we wnęce wieży prospekt organowy wraz z bocznymi szafami wysunięto na chór muzyczny. Manewr ten nie zakłócił bynajmniej porządku na chórze, natomiast pozwolił nie tylko bardziej wyeksponować zabytkowy instrument, lecz i racjonalnie wykorzystać przestrzeń wieży za nim. W 1989 r. organy zostały gruntownie odremontowane.  W prezbiterium z kolei całkowicie przebudowano ołtarz. Dotychczasowy bowiem, wprawdzie był gustownie wykonany, ale zajmował sporo miejsca i problem, dla przykładu, stanowiło ustawienie w nim podczas ceremonii pogrzebowej trumny ze zmarłym. Przysłaniał ponadto swą wielkością okrągłe okno w absydzie prezbiterium, ograniczając zdecydowanie wpadające przez nie światło, w które postanowiono też wstawić szkło kolorowe. Z tego więc względu zdecydowano się w 1985 r. zupełnie zmienić wygląd ołtarza. Zgodnie z projektem cieszyńskiego artysty, Jana Hermy, nowy ołtarz składał się z mensy spoczywającej na skrzyni z widocznymi z przodu literami greckiego alfabetu: Α i Ω, a nad mensą zawieszony został duży krucyfiks na tle wspomnianego okna okrągłego z witrażem wewnątrz w kształcie rozety. Jednocześnie też w miejsce drewnianego dotychczas podestu pod ołtarzem wymurowano nowy, dwustopniowy i pokryty płytkami kamiennymi, z odpowiednim wcięciem w przedniej części. Założona modernizacja prezbiterium wiązała się również ze zbudowaniem nowej ambony o mniejszym koszu. Dzięki wprowadzonym zmianom wnętrze prezbiterium stało się bardziej przestronne i nie ma już odtąd wzmiankowanego wyżej problemu z ustawieniem przed ołtarzem katafalku.   Po zakończeniu tych robót odnowiono także ściany i sklepienie kościoła, malując je jednobarwnymi kolorami. W łuku tęczy jedynie umieszczono napis: “Jezus Chrystus wczoraj i dziś ten sam aż na wieki”. Następne malowanie wnętrza kościoła oraz zewnętrznych tynków miało miejsce w roku 1998; zamalowano wówczas m.in. greckie litery na skrzyni ołtarzowej. Cztery lata później dokonano reperacji dachu i naprawiono schody prowadzące na chór muzyczny. W tym samym też 2002 r. zakonserwowano zewnętrzne elementy drewniane świątyni. W 2007 r. natomiast zbudowano przy głównym wejściu do kościoła efektowne, łukowato nakryte zadaszenie.    W związku ze zbliżającym się szybkimi krokami jubileuszem 100. lecia istnienia kościoła zdecydowano się w 2009 r. na ponowną renowację jego elewacji. Postanowiono również naprawić i zmodernizować mechanizm zegara na wieży, który od dłuższego już czasu był nieczynny, a niegdyś wymagał regularnego, codziennego nakręcania. Prace te, polegające na zainstalowaniu elektronicznego sterownika wskazówek na tarczach zegarowych oraz automatycznego młoteczka do wybijania na dzwonie pełnej godziny, wykonała w 2009 r. firma Edwarda Rducha z Połomi. Od tego zatem roku zegar na wieży kościoła ewangelickiego nie tylko znów po sporej przerwie wskazuje godziny i pełni ponownie rolę centralnego regulatora czasu dla całej miejscowości, ale  jest obecnie urządzeniem nie wymagającym obsługi i niezwykle w dodatku dokładnym czasomierzem. Werk dawnego zegara pozostał nie ruszony i stanowi już tylko ciekawy ze wszech miar zabytek techniki zegarmistrzowskiej. Dla pełniejszego obrazu czynionych przez parafian od pewnego już czasu przygotowań do godnego uczczenia jubileuszu swojej świątyni, można jeszcze na koniec nadmienić o wybrukowaniu wiosną bieżącego roku terenu wokół niej granitową kostką i zadbanie o zieloną przestrzeń.
*   *   * 
Przypadająca w roku bieżącym setna rocznica istnienia kościoła ewangelicko – augsburskiego w Gołkowicach jest niezwykle ważnym na pewno wydarzeniem zarówno w dziejach tej świątyni, jak i całej parafii. Zmusza bowiem do refleksji nad przebytą przez ten kościół drogą i pozwala zarazem prześledzić jego dzień dzisiejszy. To w nim ewangelicy z Gołkowic i okolicznych miejscowości, które wchodzą aktualnie w skład gołkowickiej  parafii, przez cały wiek gromadzili się na modlitwie, to w nim przez długie dziesięciolecia rozpoczynali życie z Bogiem, to w tej świątyni wiele pokoleń żegnało i żegna swoich bliskich, którzy odchodzą do Przedwiecznego Ojca. Przez cały okres 100. letniego istnienia kościoła dbali o niego, i tak jak obecni parafianie, mieli poczucie troski o swój kościół, nie szczędzili pieniędzy, sił i pracy, by jego wygląd świadczył zawsze o tym, iż jest on Domem Bożym.

        Sto lat w życiu budynku kościoła ewangelickiego w Gołkowicach to bezsprzecznie spory szmat czasu, ale gdy zważy się, że jest to pierwszy dopiero wiek jego istnienia z wielu setek lat, które go czekają, to wydaje się być niewiele. Niechaj zatem przez następnych wiele, wiele jeszcze lat rozwija się ten Dom Modlitwy w sposób tak samo ważki jak dotąd nie tylko dla środowiska ewangelickiego, ale i całego regionu. Wspominając w stuletnią rocznicę trwania gołkowickiego kościoła ewangelickiego jego chlubną przeszłość, jak również i tych, którzy dbali o niego na co dzień, którzy mu służyli, czyniąc to na chwałę Bogu i ku pożytkowi potomnych, pragniemy wyrazić życzenie, aby i w przyszłości, zarówno tej bliższej jak i dalszej, spoczywało na nim i jego parafii błogosławieństwo Pana, i tak jak przez te mijające sto lat, płonął ogień miłości ewangelików z Gołkowic i okolicy do Chrystusa, parafii i swojego kościoła.  

 

                                                                                        Autor: Paweł Porwoł